Jak słońce na rozpalonym karku, jak pioruny po deszczu, ostre i czyste, nieuniknione – nadciągają wiersze.
(Rukhl Fishman, tłumaczyła Bella Szwarcman-Czarnota, str. 501)
Nadciągają wiersze - czas czytać, czytajmy, bo oto mamy w rękach niezwykłą antologię: Moja dzika koza. Antologia poetek jidysz. Rok wydania 2018, ale tak naprawdę w sklepach od wiosny 2019. Wiosennie! I jest to niezwykły prezent, jaki dostajemy od redaktorek Karoliny Szymaniak, Joanny Lisek oraz Belli Szwarcman-Czarnoty. To jest bowiem książka, która będzie na zawsze, której pominąć nie będzie można, jeśli ktokolwiek będzie chciał powiedzieć, że wie coś o poezji. Wiem, wiem, tak patetyczne, ale trzeba to powiedzieć. Obok nazwisk znanych, Jak Kadia Mołodawska, Celia Dropkin czy Rachel Korn, są także dziesiątki wspaniałych poetek, także moja ulubiona współczesna poetka Irena Klepfisz, choć być może jej pozycja jako poetki jidysz jest kontrowersyjna i być może dlatego w tej antologii poezji jidysz to w wierszach Klepfisz spotkamy słowa w języku jidysz bez przekładu, ale o tym za chwilę…. Antologia poprzedzona jest obszernym „Wprowadzeniem” Karoliny Szymaniak. Wprowadzenie jest przede wszystkim fantastycznym dokumentem pracy nad tak potężnym projektem jak antologia kobiecej poezji jidysz. Ale mamy tu także ciekawe wdrożenie do jidyszowej poezji kobiet, mamy też wyznaczenie ważnych wątków, które często opierają się na sprzeciwie wobec tradycji i próbach redefiniowania pozycji kobiet w społeczeństwie (te punkty potem znajdą odzwierciedlenie w świetnej kompozycji tematycznej książki, w podziale na rozdziały tematyczne, scalające pisarki równych czasów, różnych tradycji (Genealogie, (Auto)portrety, W kręgu Tory i tradycji, Modlitwy, Między kobietami, Męsk-ość, Lustra/spojrzenia, Szafa, Kręgi miłości/kręgi obcości, Rodzicielki, Dom i bezdomność, Ekspres Warszawa-Sabor, Zaangażowanie, Z moich ciemności, z moich jasności, Churbn, Patrząc, Pisząc). I wszystkie głosy w każdym z rozdziałów to są bardzo silne głosy, bardzo równorodne i bogate, a jednocześnie doskonale ze sobą splecione. Bo też autorki chciały pokazać, jak poetki z różnych epok mogą się w tematycznych rozdziałach/sekcjach książki spotykać. I właśnie w tym układzie kryje się niezwykle ciekawy i inspirujący wątek antologii: poetki nie są przedstawione jedna po drugiej, tak jak się tego spodziewałam po tak wielkiej antologii: poetka-imię i nazwisko, rok urodzenia, wstęp biograficzny, daty, kontekst, wybór kilku wierszy i tak przez stulecia (choć oczywiście do drugiej połowy XIX wieku, reprezentacji wcześniejszych stuleci jest znikoma niestety). Tak były moje oczekiwania. Ale redaktorki, pomysłodawczynie książki nas zaskakują. Dają nam do ręki wybory wierszy ułożone w bloki tematyczne, jednak ich „tematyczność” nie jest totalna, nie wydaje się narzucona, jest po prostu tytułem, sugestią, a nie przemocą na proponowanych w rozdziale wierszach, bo oczywiście wiersze wykraczają poza te rozdziały. Takie uporządkowanie wierszy jest ciekawe, kryje za sobą oczywiście niezwykle trudną pracę redakcyjną, a dla czytelnika jest cudownym wyzwaniem, jak każda propozycja interpretacyjna. Ponad 50 autorek (niektóre anonimowe) zestawione są ze sobą jedna obok drugiej – a takie zestawienia są nieczęste - wprowadzają dialog, zmuszają do negocjacji znaczeń wyznaczonych tytułem rozdziału pojęć, ale i otwierają nowe powiązania. Ciekawe jest to, że w zestawach wierszy i poetek nie ma dat, ani dat urodzin poetek, ani dat powstania wierszy (poza niektórymi, w których data jest niejako częścią wiersza), wszelkie przypisy zaznaczone gwiazdką są na końcu, nie zakłócają lektury. Każdy akademik (pytałam kilku) wzdryga się, że trzeba szukać, że przypisy są zawsze przydatne… ale chyba jednak nie zawsze. Ja przyznaję rację redaktorkom antologii: doskonała sugestia dla czytelników - po prostu czytajcie, pozwólcie poetkom i wierszom wchodzić w dialog, słowom i pojęciom się rozszerzać, z wiersza na wiersz. A ten, kto chce biografii, przypisów, wyjaśnień – znajdzie wszystko, gdyż antologia Karoliny Szymaniak, Joanny Lisek i Belli Szwarcman-Czarnoty, to także po części encyklopedia: są tutaj wyjaśnienia, biografie, odniesienia, spisy autorek i ich wierszy z odnośnikami do stron, wyczerpująca bibliografia i spis treści. To jest prawdziwa skarbnica wiedzy: nowoczesny – przygotowany przez specjalistki i profesjonalistki - odpowiednik niegdysiejszych wydań Biblioteki Narodowej (któż z filologów nie zna BNek?!). Nie sposób opisać wagę i bogactwo tej antologii choć w małym procencie: to będzie źródło wiedzy dla wielu pokoleń filologów, jidyszystów, humanistów czy artystów. Będzie to też początek wielu badań naukowych, bo przecież ileż nazwisk, które są zawarte w tej antologii są wciąż zupełnie nieznane, nieodkryte, zagrzebane w archiwach, choćby moja ulubiona komunistka, Chana Lewin. W antologii znajdziemy także kilka (siedem) wierszy Ireny Klepfisz, współczesnej poetki angielsko-jidyszowej. Klepfisz jest niezwykłą poetką, która od lat 80-tych łączy w swojej poezji dwa języki: angielski i jidysz, oba dla niej to języki drugie, bowiem pierwszym był polski, potem szwedzki, potem jidysz z nowojorskich przedmieść i angielski. W jej poezji to angielski jest nośnikiem znaczenia, a jidysz jest niejako echem, przypomina o tej warstwie tożsamości, która dla poetki ( i dla wielu z jej pokolenia) musiała zostać odnaleziona, odkryta pod wieloma warstwami milczenia, lęku, często walki o przeżycie. Włączenie jej do antologii poetek jidyszowych może i dziwić, bowiem tłumaczki nie tłumaczyły z jidysz, ale z angielskiego, a to, co było w języku jidysz – zostało nietłumaczone, bo przetłumaczone być nie mogło (tylko zamienione na transkrypcję polską). Ja jednak zupełnie popieram tę decyzję włączenia Ireny Klepfisz do antologii. Autorka w swoim własnym poetyckim języku mówi nam coś bardzo ważnego – o obecności języka, którego często nie zauważaliśmy, nie słuchaliśmy, a który był/jest obok nas, choćby w powiedzeniach, angielszczyzna, zwłaszcza amerykańska jest inkrustowana żydowskimi słowami. To z jednej strony. A z drugiej, język Klepfisz odsłania swoją własną, prywatną drogę poszukiwania swojej tożsamości (jako Żydówka z Polski, jako kobieta, jako migrantka, jako lesbijka) w tradycji jidysz. Najbardziej widać to w jednym z najsławniejszych jej tekstów „Parę słów w matczynym języku”:
lemoszl: na przykład
di kurwe kurwa kobieta która uznaje swoje namiętności
di jidene Żydówka kobieta żydowska nieuczona dominująca spójrzmy prawdzie w oczy: każda kobieta jest taka
di jente plotkara wścibska która wie co jest co i nikt jej niczym nie zaskoczy
di lezbianke ta która mieszka ze współlokatorką chociaż nigdy nie używałyśmy tego słowa
dos wajbl żona lub kobietka (…) a froj cholemt kobieta marzy ir ort ojf der welt o swoim miejscu na świecie un zi hot mojre i boi się tak bardzo boi się słów kurwe jidene jente lezbianke wajbl (…) (tłum Bella Szwarcman-Czarnota)
Klepfisz konstruuje swój wiersz - powoli „ucząc” nas żydowskiego języka, daje swoje definicje, to jest jej słownik, a zatem też jej świat i jej walka z wszelkimi ograniczeniami, stereotypami, niesprawiedliwościami, jaki ten świat przez swój język jej narzucał. W ten niezwykły amalgamat dwóch języków uwyraźnia nam jej życie w dwóch językach, dwóch kulturach, w której jedna sytuuje kobietę w bardzo określonych rolach. W tak sprytnie skonstruowanym wierszu, lęk, o którym Irena Klepfisz mówi na końcu jest prawie namacalny. Lęk i nostalgia, marzenie za wolnością. „Zi cholemt ….. ona marzy”. *** Irena Klepfisz to jedne z dziesiątek przykładów niezwykłych odkryć i przyjemności czytelniczych. Antologia daje czytelniczkom i czytelnikom kopalnię odkryć, cudowną lekturową przygodę. Ksiązka zakończona słodkim, choć smutno-wesołym wierszem Rukhli Fishman „Moja dzika koza” (z 1975 roku, tomik o tym tytule wydany w 1976), wiersz w którym smutek codzienności, trudny życia pokonywane są przez radość błahostkami, przez metaforyczne podskoki kozy. Bo:
Ma rację – moja dzika koza. Trzeba się śmiać, trzeba płakać, trzeba jeść chleb z masłem
(Rukhl Fishman, Moja dzika koza, 1975, tłum. Bella Szwarcman- Czarnota, s. 528))
Rację, rację ma: wiersze trzeba czytać. Trzeba przeczytać tę antologię.
I nie tylko tę antologię, bowiem kilka miesięcy wcześniej Joanna Lisek oddała do rąk czytelników monumentalną książę o poezji kobiet w języku jidysz do 1939 roku. Książka niezwykła, Kol isze - głos kobiet w poezji jidysz (od XVI w. do 1939 r.), wydawnictwo Pogranicze, 2018 . Jest to doskonałe tło dla wspomnianej wyżej antologii i praca, która zdradza lata wytężonej pracy oraz potężną wiedzę autorki.